Relacja Anny Andriejewny Kopyłowej:

Teoretycznie widzieliśmy, że mieszkamy nad przepięknym morzem, lecz praktycznie dobrać się do niego nie było możliwości. Pociągi pasażerskie do Swietłogorska i Zielonogradska jeszcze nie jeździły. Pewnego razu my, kołchoźnicy, poprosiliśmy dyrektora zakładu o samochód w celu wyjazdu nad morze i on nam go dał. Z pieśniami jechaliśmy, wesoło. Cała droga do Swietłogorska była mocno zniszczona. Po kalinigradzkich ruinach zaskoczyło nas to, że Swietłogorsk nie jest zniszczony, wszystkie domy niemieckie zachowały się. Jakież piękno! Jakie powietrze! Domy były niezwykłe, prowadziły do nich dróżki, otaczały je ogródki. Podziwialiśmy każdy dom. Plaża miała szerokość około stu metrów, piasek żółciutki taki, skrzypi pod nogami, ani jednego kamyczka. To teraz plaża w Swietłogorsku praktycznie zniknęła. Wkrótce władze miejskie zaczęły montować ławki w skrzyniach samochodów ciężarowych po to, ażeby kalinigradczycy mogli pojechać nad morze. One odjeżdżały z placu Trzech Marszałków. W gazecie był wydrukowany rozkład ich jazdy. Rano ludzi przez dwie godziny odwozili nad morze, a wieczorem w ciągu dwóch zabierali z powrotem. Wyjazde były płatne. Tu, na placu, sprawdzano bilety. […]

Bądź aktywny


źródło: Przesiedleńcy opowiadają. Pierwsze lata Obwodu Kaliningradzkiego we wspomnieniach i dokumentach, red. Jurij W. Kostjaszow (oprac. polskie Tadeusz Baryła, tłumaczenie Wacław Hojszyk), Olsztyn 2000, s. 182